W dniu 25.09.2022 r. miało miejsce pierwsze wyjście jaskiniowe dzielnej grupy w składzie: primo – dobry duch nasz, który zawsze pocieszy i doda otuchy, instruktor Sławek Heteniak oraz kursanci Kacper (nie mylić z duszkiem Kacperkiem), Jasiek, Artur (często zwany Arkiem), Mateusz (zwany Matim) oraz ja – Sylwia wyznaczona na kierowniczkę ekspedycji do jaskini Kasprowej Wyżniej i Średniej.
Pogoda powiedzmy dopisała, z nieba się co prawda nie lało, ale z nas za to całkiem solidnie. Niby ciężkie plecaki, ale każdy wie, że w rzeczywistości to sadło dusi. Zacnym tempem docieramy pod wejście do jaskini. Sławek radzi, aby zostawić plecaki na powierzchni. Oczywiście poza mną i Arkiem wszyscy tak robią. Po wyruszeniu szybko przeklinam swój los i głupotę, zaś Arek ma radość z przyrostu tkanki mięśniowej w okolicy zadka i bicka.
Poręczowanie Kasprowej Wyżniej rozpoczyna Kacper o godz. 10.10 – idzie gładko i sprawnie, facet zdolny. Wszyscy wartko pokonują swój pierwszy zjazd jaskiniowy. Sławek oczywiście nie szczędzi “słów pochwały”. Mały prożek do pokonania – hop siup i jesteśmy na zewnątrz, dumni z siebie. Na pierwszy ogień do długiego zjazdu Sławek deleguje kierowniczkę. Na odchodne dodaje mi otuchy słowami „ktoś musi iść na pożarcie”. Na szczęście, wszyscy lądują bezpiecznie u podstawy.
Na dole przychodzi czas na ubranie kombinezonów. Nie wszyscy mają jeszcze kompletny uniform grotołaza, szczęśliwcom zostają nadane funkcje. Po kolorystyce strojów określa je Kacper – niebieski policja, czerwony straż pożarna, pomarańczowa landrynka – pogotowie. Ruszamy dalej.
Poręczowanie trawersu rozpoczyna Artur. Sławek ku radości i wsparciu merytorycznemu idzie za nim „dodając otuchy”. Przecież wiadomo, że nasz instruktor ciągle chwali, nigdy nie ochrzania. Szybkie poręczowanie i jesteśmy u wlotu jaskini Kasprowej Średniej. Wchodzimy, każdy z duszą na ramieniu, czy aby cielsko przejdzie czy nie przejdzie… tylko Sławek wiedział, że się zmieści.
Kolejny zjazd zakłada Mati. Po chwili jesteśmy na dole, a tam… ciemno, trochę ciasno, wilgotno. Mimo to podoba nam się do tego stopnia, że chętnie urządzilibyśmy piknik na dnie. Ale niestety trzeba wracać. Teraz małpowanie zweryfikuje – kto ma technikę ten mistrz. Kto nie ma, będzie go palić po bickach przez kolejny tydzień. Jesteśmy na górze, zjazd na złodzieja. O 15:25 meldujemy się na powierzchni.
Refleksje: było pięknie, dzielni my są niezwykle, a pampers okazał się niepotrzebny. Instruktor Sławek zna bardzo dużo historii, jak i słów pochwalnych. Potwora ani pająków nie spotkaliśmy. Czekamy na kolejne akcje!
Sylwia Dendys