Jak mawia nasz przyjaciel Kaziu Szych: w życiu każdego mężczyzny przychodzi taki moment… i właśnie przyszedł dla mnie. Po raz pierwszy nie zamierzam opisywać swoich jaskiniowych eskapad, ani czynić grafomańskich wywodów na temat ciemności lub wyższości Stoprolki nad Rolką z Shuntem lub odwrotnie, ani wzywać Brać do sprzątania jaskiń. Sprawa jest poważniejsza.

Ale od początku, to była jesień 2021, Dworzec Tatrzański, siedziba mojego Speleoklubu Tatrzańskiego. Jestem zwykłym „psem niemytym” czyli kursantem. Odbywał się wykład, a zaraz potem tradycyjny posiad. Klub odzyskuje powoli towarzyską formę po „średniowieczu” Covida. Po za nami kursantami przyszło kilku starych członków, popatrzyć co to za cudaki się szkolą i czy jest nadzieja na przyszłość. Wychodzę na zewnątrz w celu oddania się nałogowi (kiedyś mnie te fajki zabiją). Na schodach spotykam żylastego lokalsa, wiek nieokreślony, odznacza się energicznymi ruchami i zakapiorskim wyrazem twarzy. Obaj jesteśmy siwi, ale on ze swoją brodą spokojnie mógłby robić za Św. Mikołaja, uśmiecha się szczerze i wyciąga rękę: Zbyszek jestem. Palimy razem. O czym może rozmawiać stary grotołaz z kursantem grotołazem… ? Oczywiście o dziurach, o dziewczynach pogadamy pewnie jak zdam egzamin. Ja wyciągam swoja niedawną przygodę w Dusicielu, a Zbyszek na to opowiada jak kiedyś pchał się w Miętusiej Wyżniej: cisnę się kominem do góry, jest ciasno, coraz ciaśniej, nagle stop, ani w górę ani w dół, nicholery, no to co miałem zrobić ? Wyciągnąłem szluga i zapaliłem! A potem jakoś poszło. To właśnie cały Zbyszek Skuza, człowiek historia, skromny ale jednocześnie bezczelnie odważny. Opowiada mi o swoim marzeniu: chce, w miarę swoich możliwości, chodzić po dziurach aż na liczniku stuknie mu 60 lat tej aktywności. Cholera, jestem starszy od węgla, ale tyle to ja nawet nie żyje. Co to za gość? Robię research, martyrologiczna strona działalności robi wrażenie, eksploracja Kasprowej Niżnej, Miętusiej Wyżniej, Śpiących Rycerzy. Pracował przy próbie połączenia Zakopiańskiej z Czarną. Same łakome kąski, no ale czego się spodziewać po gościu, który po dziurach chodzi od 1957 roku. Stuprocentowy boomer. W tamtych czasach, tak samo jak w obecnych, na chodzeniu po jaskiniach się nie zarabiało, a na akcje ratunkowe się po prostu szło na ochotnika i Zbyszek chodził. Wspomnę tylko jedną z wielu ale za to dobrze znaną- wyprawę po Witolda Szywałę. Trzy niedziele z rzędu głową w dół odkopywał rurę. To wszystko można poczytać w annałach ale są sprawy o których się tylko opowiada .Na przełomie lat 70 i 80 Zbyszek wiedziony głosem serca przenosi się do stolicy, we własnym mieszkaniu tuż pod nosem „generała w ciemnych okularach” drukuje niezależną prasę podziemną oraz ulotki. W tamtych czasach za takie rzeczy szło się do pudła. Sam o sobie zwykł mawiać, że był zawodowym oprawcą! Tak, przez wiele lat pracował przy oprawie książek. Czy lubił to ? Nie mam pojęcia ale wiem, że kochał jaskinie, a cała reszta to tylko sposób na realizacje marzeń i pasji.

W 2019 roku pożegnaliśmy żonę Zbyszka , niewiele osób wie ,że Zbyszek opiekował się obłożnie chorą Ewą przez 19 lat. Po co to wszystko pisze ? Przecież można wpaść na posiad do ST i pogadać z nim osobiście!? No nie bardzo… nasz kolega jest poważnie chory. Podstępna i paskudna borelioza odbiera mu zdrowie i siły. Terapia jest długotrwała i niezwykle kosztowna. To jest właściwy czas żeby pokazać siłę i jedność środowiska. Zbyszek jest jednym z nas – Grotołazem przez duże G. Chcę za kilka lat wspólnie z nim obchodzić jego 60 lat aktywności jaskiniowej, może na wyjściu w stylu retro? My pomożemy a Ty, Zbyszku, musisz walczyć jak masz to w zwyczaju- zapal sobie a potem urwij łeb Hydrze. Jesteśmy z Tobą !!!

Link do zbiórki: www.pomagam.pl/zbyszekskuza