Dnia 21.09.2025 roku odbyło się wyjście jaskiniowe w ramach Kursu Taternickiego do Jaskiń Kasprowej Wyżej i Średniej w składzie Instruktor Sławek oraz kursanci Artur, Michał, Mikołaj, Kacper, Dawid
Ale dobra, po kolei…


Budzik na 7:03 wystarczy, obudziłem się wyspany znaczy zaspałem, fuck.. A nie ok 6:54, znaczy że emocje jak przed wycieczką szkolną i budzę się przed budzikiem 🙂 no to ognia, dawać te jaskinie, w końcu pierwsze legalne to musi być coś.


Zbiórka o 8:00, damy radę tylko zaparkować auto i idziemy do Kuźnic. Jeden parking o 7:30 już zapchany i brak miejsc, drugi parking wolny… Jupi… „to będzie 100zł” yyy coo? Ale to będzie z wniesiem na plecach na kasprowy? Dobra, taniej będzie helikopterem 601100300, cholera za mocno wieje i nie latają. Ciekawe bo koń waży 450kg i na Morskie Oko idzie i go nie zwieje a Sokół waży prawie 4000kg i się boi wiatru, phi, łaski bez, zaparkuję pod Krokwią.. No na pewno… Najbliższy parking koło Krokwi jest Chochołowie i pewnie tez się zapcha zanim dojadę. Ostatnia szansa, parking między rondami na Balzera, są miejsca 40zł, elegancko 🙂 Michał zorganizował jeszcze busika który zgarnął mnie z parkingu i już jedziemy do Kuźnic jak magnaci.

Idziemy pod budynek TPN gdyż tam właśnie czeka na nas Sławek. Po gorących powitaniach, szybkie rozdysponowanie lin, sprzętu i idziemy do góry.

Wiatr jak fix. Nawet kolejka nie jeździ, może rzeczywiście koń ma lepszą przyczepność, kolejka to w sumie taki helikopter tylko bez śmigła i silnika i może jeszcze kilku drobnych, mniej znaczących detali.
Idziemy…


Daleko jeszcze?
Niedaleko, Jaskinie Kasprowe są najbliżej położone od cywilizacji, fajnie bo wieje i to oczywiście w pysk.


Po godzinie z haczykiem jesteśmy pod wejściem do Jaskini, możliwe że gdyby ktoś mierzył czas wrócilibysmy z medalami, no ale my nie po medale.


Czas na przebieranie, chłopaki profeska, profeska kombinezony od Kotarby, pod spód piżamy z Lidla, bacioki te same co na misji Apollo (poznałem po bieżniku) ja stare portki a bluzę się wypierze, a nawet jak nie to będzie jaskiniowa.

Jaskinia zaczyna się od lufy, ile metrów nie wiadomo bo oczywiście nikt nie wziął kartki z planem, oby Sławek pamiętał. Okazało się, że pamiętał bo liny starczyło do dna jaskini. Następnie czekało nas krótkie obite wspinanie ale to robota dla młodych, Kacper poprowadził linę elegancko, nawet za bardzo nie spadliśmy.
Kolejną część stanowił spektakularny, ponad 60 metrowy zjazd.


Wiało jak fix. Dobrze że wszyscy byliśmy doskonale przygotowani przez Sławka bo nie byłoby słychać przez wiatr jakby wołał np „croll nie służy do zjazdu!!!!!!!!”


Dobrze że wszyscy wiedzieliśmy na czym zjechać bo zjazd dodatkowo umilał wiatr.
Wiało jak fix. Następnym etapem była Kasprowa Średnia, no i rzeczywiście średnia bo w środku wogóle nie posprzątane, mokro i ciemno. Dam 2 gwiazdki na 5 i to tylko dlatego bo na wejściu było gdzie posiedzieć, skandal, takie rzeczy w XXI wieku. Jeden z kolegów kursantów przed wejściem miał wątpliwości, na szczęście nasz znamienity instruktor pocieszył go słowami „wiesz zawsze na początku wydaje się że jest za duży”.


Po przeczołganiu doszliśmy do lufy o również nieznanej głębokości, na szczęście znów wystarczyło liny. Uff

Na dole dalej mokro i ciemno no to wychodzimy bo jak się okazało na dole nie było ani papugarni, ani kręconych ziemniaków, ani magnesów 5szt za 15zł ani oscypków. Dobrze że byliśmy tam w ramach Kursu bo nie ma tam nic.
Wymałpowaliśmy elegancko do góry,
Trochę mniej już wiało, nawet kolejka ruszyła ale coś się z niej dymiło więc z tym helikopterem to jednak nie był dobry pomysł.


Następnie szybki zjazd na ścieżkę i przebieranie. Mi poszło sprawnie bo tylko stare portki na nieco mniej stare zmienić, a chłopaki zanim się z tych piżam porozbierali to chwilę zeszło. Do tego stopnia że plecak jednego z kolegów postanowił sam już schodzić na dół ale potknął się nieboraczek gubiąc, skarpy luksusowej marki, rajtuzy mniej luksusowej, bluzę z napisem „Dobre chłopaki patrzą na świat zza krat”, napoje wyskokowe 1.5 litra, portfel wypełniony banknotami o niebywale wysokich nominałach i trochę śmieci. Na szczęście wszystko udało się uratować i nie pozostawić nic w górach.
Kolejne rekordowe przejście Jaskinia – Kuźnice i można uznać to wyjście za zaliczone.
Było świetnie, dzięki za współpracę
(Imię instruktora zostało zmienione na potrzeby tego artykułu ale jedyne wolne było takie jakie posiada na co dzień).

Autor: Dawid Wojtaszek