W górach halny – dzień na dziurę idealny!
Nareszcie zawitała meteorologiczna zima. Wraz z nią przyszedł halny i zwiał śnieżne nadzieje na jej piękny biały początek. Niemniej jednak my możemy oficjalnie zacząć zimowe wyjścia kursowe.
Tym razem pada na Jaskinię Miętusią, bo, jak chodzą słuchy, puszcza. No to godzina 7 w Kirach, rozdanie sprzętu i… ups. Okazuje się, że kompletując sprzęt nie wzięłam dwóch shuntów… Szybka akcja, Sławek jedzie po nie do klubu i mamy tylko pół godziny obsuwy (sorki panowie, flaszka już czeka). Przy akompaniamencie halnego przechodzimy przez Polanę Miętusią, gdzieniegdzie słychać przewracane smreki. Wchodzimy w Wantule i tu zaczynają się wiatrołomy… przedzierając się przez nie, nie do końca ścieżką, którą powinniśmy iść, docieramy pod otwór. Jak go zlokalizować? Oczywiście po punktach orientacyjnych: zwalone drzewo i wanta 😉 Przebieralnia, śniadanie i na dół. Rura czeka!
Trochę się obawiałam tej Rury, bo słyszałam o niej różne różności. Właściwa jej nazwa to Wąski Korytarzyk, na szkicu widać zacisk, więc wyobraźnia pracuje. Jednak okazuje się być świetną zabawą w dół! Ale co to będzie do góry…? Zjeżdżamy do Komory pod Matką Boską i mijając iglicę przypominającą Mnicha wchodzimy w Główny Korytarz. Po drodze odbijamy lekko w bok zobaczyć Syfon Zwolińskich. Przez Wiszący Syfonik, w którym prawie nie ma wody, taplając się w jej pozostałości wchodzimy do Sali bez Stropu. Wow! Tu naprawdę nie ma sufitu. Strzeliste, ogromne ściany, wąski korytarzyk – to robi wrażenie. Przy Kaskadach przejmuję poręczowanie i zjeżdżamy do Piaskowego Prożka i dalej do Błotnych Zamków. Zamków to tu już nie ma. Bunkrów też, ale i tak jest… fajnie! Stąd Główny Korytarz prowadzi przez Prożek Beatki i Próg Męczenników, naszym celem są jednak Wielkie Kominy. Dołącza ekipa z Tarnowskich Gór – Michał i Marcin pozdrawiamy! Koledzy zostają, my jedziemy dalej. Ku memu wielkiemu zdziwieniu obiecywany na szkicu deszcz jaskiniowy nie jest tak obfity jak w ostatnio odwiedzanych dziurach. Jednak zasłonka wisząca na dole pokazuje, że potrafi tu nieźle lać. Jeszcze tylko kilka metrów na tyłku skalną zjeżdżalnią i osiągamy nasz kursowy rekord głębokości: -213m. Obowiązkowa sesja fotograficzna przy lazurowym Syfonie w Wielkich Kominach, przekąska i po kolei zaczynamy powrót. Fajnie było w dół, ale co się zjechało, to trzeba teraz wyjść… wory cięższe o wodę w linach. Mój waży chyba tyle co ja, po drodze przejmuje go ode mnie Łukasz za co dziękuję, bo chyba bym stamtąd do teraz wychodziła. Droga powrotna poszła dość sprawnie. Jedynym miejscem gdzie miałam problemy to prożek w Rurze, w który wstawiałam się kilka razy aż przechodzę go na plecach na tarcie. Tak naprawdę tylko start jest tu trudnością, bo trzeba się tam wdrapać, nie ma się czego złapać a bacioki się ślizgają.
Na zewnątrz ciepło, halny wciąż króluje górą. „Ciemno już, zgasły wszystkie światła. Ciemno już, noc nadchodzi”.
Schodzimy właściwą ścieżką, co nie znaczy, że wiatrołomów jest mniej. Jumanji 2.0 w realu 😉 Po drodze mijamy świeżo złamane gałęzie i drzewa. Może nic nam na łeb nie spadnie, po ciemku to nawet nie wiadomo w którą stronę uciekać 😉 Zaraz za skrętem na Ciemniak drogę zagradza nam wielki świerk leżący na szlaku. Ups… rano tego nie było. Jeszcze tylko Curevski kilometr i kolejna przygoda za nami.
Jaskinia piękna i urozmaicona. Mamy trochę zjazdów, sporo chodzenia przez cudne korytarze, czołganie, jazdę na tyłku, błotko, lazurowe jeziorko. Oczywiście deszczu też nie brakuje, ale w porównaniu do moich poprzednich wyjść tutaj jest turbo sucho. No ale trafiły nam się super warunki, podobno rzadko spotykane w tej jaskini. Dzięki ostatniemu „mądry Polak po szkodzie” wzięłam dłuższe bacioki, skarpetki neoprenowe i było naprawdę komfortowo. Oczywiście przy wyjściu wlało się za kołnierz i do butów co nieco, ale co to by było za wyjście jakby było za sucho 😉 Przejście tej dziury bardzo umiliły nakolanniki, bez których byłaby bieda i kolana fioletowe przez tydzień – polecam!
Pierwsza zimowa jaskinia zaliczona. Co prawda w warunkach jesiennych, ale cóż… skoro jesienią chodziliśmy w zimowych warunkach, to w zimie możemy w jesiennych 😉
Ekipa: kierownik Łukasz, Mateusz, Grzesiek, Karolina i instruktor Sławek.
Zdjęcia: Łukasz Strama, Karolina Tabaszewska