Poniedziałkowy poranek – na drogach gołoledź, oblodzone samochody, szlaki skute lodem. Raczki przydają się już od wyjścia z auta. W takich warunkach dochodzimy do Pisanej a im wyżej tym cieplej. Typowa inwersja w górach.
Przebieramy się, jemy i wchodzimy do dziury. Zlotówkę poręczuje Mateusz, ja jadę druga. Za pierwszym razem gdy tu byliśmy jesienią ten zjazd nie zrobił na mnie większego wrażenia. Zjazd jak zjazd. Teraz jednak ściany są oblodzone, nogi się ślizgają i przepinki sprawiają mi trudności. Nie mam siły się dociągnąć i w ruch idzie płanieta. Tak pokonuję dwie pierwsze przepinki i w końcu jestem na dole. Panowie dołączają bez większych problemów.
Prożek pokonujemy krótkim zjazdem. W sali Ewy i Hanki opuszczamy główny ciąg. Bartek wspina trawers i docieramy do Sali Czterech i Dziewiczego Korytarza. Obok charakterystycznego stalagmitu jest wejście do Rury za stalagmitem. Schodzimy nią do biwaku i jeziorka Techuby. Dalej przechodzimy przez Salę Teresy i Pochyłym Korytarzem docieramy do Syfonu Techuby. Wracamy tą samą drogą. Przy stalagmicie Bartek zarządza przerwę i wyciąga niespodziankę – pyszne ciacho od żony. Osłodzeni ruszamy z powrotem na powierzchnię.
Zlotówka w górę znowu mnie pokonuje i pierwszą przepinkę przechodzę przy pomocy Sławka. No ewidentnie nie był to mój dzień. Szybka akcja jaskiniowa a chyba dostałam na niej największą szkołę z dotychczasowych wyjść. Wiele wody upłynie w jaskiniach zanim będę się po nich sprawnie poruszać 😉
Ekipa: Bartek, Mateusz, instruktor Sławek i ja.