Niezwykle słoneczna końcówka wakacji zachęca nas (M. Chorążewski oraz Ł. Strama) do odwiedzenia najwyższego szczytu Tatr. Za cel obieramy Drogę Kurczaba ( po słowacku zwaną Polską Cestą) na Gerlachu, wycena -VI. Jak się później okazuje wybór był słuszny, droga oferuje wiele ciekawych formacji, a wspinać się trzeba niemal do samego wierzchołka. Ale po kolei.

Dojście do doliny Batyżowieckiej idzie nam sprawnie, po 1.5h meldujemy się na progu. Lubię tę dolinkę, chociażby przez jej aspekt historyczny. To przecież niepozorny nunatak – Kościółek zatrzymał na zawsze jedną z największych karier taternickich i został świadkiem ostatniej drogi Wiesława Stanisławskiego i Witolda Wojnara. Tutaj również doszło do największej katastrofy lotniczej w Tatrach, a szczątki samolotu do dzisiaj porozrzucane są na zboczach Zadniego Gerlachu.

Widok nad dol. Batyżowiecką i orientacyjny start drogi.

Wydeptaną ścieżką idziemy w głąb doliny pod ściany masywu Gerlacha, mijamy wejście w Batyżowiecką Próbę, a następnie szukamy początku naszej cesty. Droga startuje na charakterystycznej trawiastej półeczce, z prawej strony ograniczoną przez Samuhelovy komin (za tatry.nfo). Chociaż przebieg drogi, patrząc z daleka, nie narzuca się od razu to po analizie zdjęć upewniamy się, że „nie no to musi być to”. Na półeczkę solujemy II terenem a o prawidłowym wyborze utwierdza nas stan ze starych haków i repów tuż pod startem drogi.

Pod dwójkowym terenem wyprowadzającym na platformę startową.

I wyciąg

Wspinamy się zacięciem z dobrymi chwytami i asekuracją. Nasi poprzednicy uprzejmie omagnezjowali wszystkie chwyty, więc właściwie nie trzeba nic szukać, dodatkowo prowadzą nas wypolerowania na granicie. Po kilkunastu metrach przewijamy się w lewo na filarek, pod koniec pokonujemy crux drogi- przewieszkę. Dla mnie na prowadzeniu trudności były całkiem przyjemne, Łukasz twierdził że sprawiły mu więcej problemów niż te późniejsze (ale o tym za chwilę). Oryginalnie wyciąg powinniśmy zakończyć na małej półeczce (jest hak) po ok. 50 m. Ja jednak poszedłem na całą długość liny zakładając stanowisko na mało wygodnej ukośnej platformie.

Początek drogi.
Gdzieś w okolicach kluczowego okapu.

II wyciąg

Nominalnie to ok. 30 metrów II terenu, z racji połączenia wyciągów Łukasz robi połowę z tego i zakłada stanowisko na bardzo wygodnym balkonie gdzie przenosimy stan. Stamtąd rusza najpierw dobrze uklamioną płytą ok. 10 metrów w górę, następnie długim trawersem w prawo. Tutaj teoretycznie można zrobić stanowisko, jednak idzie dalej i zakłada tuż przed charakterystycznym trawersem (haki połączone taśmami), wspinanie nie przekracza IV. Warto dawać długie ekspresy bo droga wije się po ścianie niczym wąż.

Stanowisko na wygodnym balkonie.
Łukasz na starcie II wyciągu (III wg. schematu).

III wyciąg

Trawers… Kurtyka twierdzi, że trawersy są kwintesencją wspinania. Cóż dla mnie są kwintesencją stresu, nie ważne czy trawers Zamarłej, czy kluczowy na Sprężynie na Kościelcu. Nigdy nie chcę ich prowadzić ale zawsze to mi przypada bycie na pierwszego…

Autorzy drogi trawers wycenili na II… w mojej głowie II robione na samych rękach, z tarciowymi stopniami na płycie, mając pod nogami 100 metrów do podstawy ściany urosło co najmniej stopień wyżej. Pisząc ten tekst już na chłodno stwierdzam, że faktycznie trawers nie jest jakiś ultra trudny a bardziej działa psychika (ale dalej nie zgodzę się z wyceną II). Tutaj ważna informacja, trawersujemy jakieś 10-15 metrów i chociaż narzuca się, żeby iść dalej (chwyty wydają się wypolerowane jakby były chodzone) należy skierować się prosto do góry w przewieszkę, wskazówką są dwa haki- pierwszy, dość wysoko, z dowiązanym repem (jego ominąłem), drugi srebrny wbity dokładnie pod przewieszką. Ja początkowo poszedłem za daleko co kosztowało mnie wycofywaniem się na właściwie tory (trawers a do tego w dół- no świetnie…). Tutaj powinniśmy pokonać dwie przewieszki wycenione na V+. W moim odczuciu pierwsza była trudniejsza niż druga ale to może efekt wyjścia z lufy, asekuracja jest dobra siadają małe frendy. Stanowisko zakładam w małej załupie- są 2 haki ale do użytku nadaje się raczej jeden, bez problemu można dołożyć coś swojego.

Początek trawersu.
C.d trawersowania.

IV wyciąg

Wspinanie najpierw załupą po to żeby przewinąć się na ostrze filara w lewo, później jak puszcza generalnie trzymając się ostrza, aż do dużej półki gdzie jest dość dobre miejsce na stanowisko.  

Start IV wyciągu, gdzieś w tamtym miejscu należy przewijać się w lewo na filar.

V wyciąg

Najpierw krótki trawers z obniżeniem w prawo, później kominkiem do góry i wychodzimy na Filar.

Trawers z lekkim obniżeniem i wejście w kominek.

VI wyciąg

Wspinanie filarem, po drodze rajbungowa ścianka, generalnie idziemy na całą długość liny jak puszcza.

VII wyciąg

Cały czas ostrzem przez ładnie urzeźbioną ściankę, później do lekkiego obniżenia. Stamtąd szedłem trawersując zbocza filara terenem „jak puszcza” na pełną długość liny.

Na filarze.

VIII wyciąg

Kontynuujemy trawersowanie aż do Wyżniego Gerlachowskiego Przechodu.

IX wyciąg

 Tutaj omijamy ściany Gerlachowskiej Strażnicy z lewej strony i wbijamy się w IV kominek, na początku wyciągu jest hak, później w kominku zaklinowany zabytkowy heks. Do miejsca na komfortowe stanowisko zabrakło trochę liny i musiałem podejść ok. 5 metrów.

Na Wyżnim Gerlachowskim Przechodzie
Ominięcie Strażnicy przez IV kominek

X wyciąg

Z Ostatniego stanowiska mamy jeszcze ok. 100 metrów do wierzchołka, drogą jak puszcza. Możliwe, że lepiej iść stricte granią, ja poszedłem nieco poniżej i miałem trochę kruszyzny i dudniących chwytów. Ostatni wyciąg robiliśmy na lotnej.

Na szczycie meldujemy się po 6 godzinach wspinania. Udałoby się pewnie trochę urwać z tego czasu gdyby nie mój zapych w trawersie i małe przekombinowanie Łukasza na początku IV wyciągu. Pod krzyżem pustki, co zaskakuje bo siedząc na jednym ze stanowisk naliczyłem w ciągu 10 minut prawie 20 osób schodzących Batyżowiecką Próbą.

Obowiązkowe zdjęcie z krzyżem.

Zejście Batyżowiecką Próbą, dzięki uprzejmości paru przewodników wymijamy schodzących i w niecałą godzinę meldujemy się z powrotem w Batyżowieckiej. Stąd pozostaje mozolne zejście do auta.

Podsumowując droga to ładne, długie wspinanie, w przystępnych trudnościach. Nagrodą jest wizyta u Króla Tatr. Po drodze spotkamy trochę haków ale patrząc po nich lepiej polegać na własnym sprzęcie. Dobrze wybrać się w dzień z pewną pogodą ( wydaje mi się, że ucieczka z pierwszych V wyciągów mogłaby być problematyczna), oraz wziąć poprawkę na kolejki przy zejściu.

Podczas wspinania korzystaliśmy z topo oraz opisu z:

drytooling.pl

climber.pl

tatry.nfo.sk

Z Baciarskim

/Chory