Maria W. SBB
Krzysztof Borgieł SBB
Kamil Polański SBB
Sylwia Dendys ST
Grzegorz Guziak ST
Paweł Chrobak ST
4 stycznia 2023
Mroźny poranek, miasto powiatowe, Komenda Policji. Ściskam w dłoniach wezwanie na przesłuchanie, niby w charakterze świadka, ale mimo wszystko czuję się nieswojo. Dziwna sprawa! Mam świadczyć w sprawie przestępstwa z art. 119 par. 1 KW, czyli zabór mienia lub kradzież dokonanego przez (cytat z wezwania) kierującą moim pojazdem w dniu 23 października 2022. Nikt nigdy nie kieruje moim Partnerem!? A jeszcze w tym dniu była niedziela i dokładnie tego dnia nad ranem wróciliśmy z akcji w Ptasiej Studni. Przekleństwo? Zemsta byłych służb WSI za opisanie historii „Pazura”? Czy na zmęczeniu odwaliłem jakiś numer i wyparłem go z pamięci? A może mam dwubiegunówkę i obrabowałem bank? Nie, niemożliwe, stan moich finansów cały czas się tak samo nie zgadza. Siedzę w poczekalni, a w głowie jeden pociąg z myślami goni drugi. W końcu Starszy Aspirant przychodzi po mnie i grzecznie zaprasza do siebie.
Surowy pokój, na biurku laptop i lampka, pod ścianą stalowe szafy zapełnione segregatorami.
– Co pan robił 23 października 2022?
– Jestem grotołazem, dokładnie dzień wcześniej brałem udział w akcji w Ptasiej Studni.
– Wiemy kim pan jest i co pan robi, pytanie dotyczy 23, a nie 22 października! – pada sucha riposta.
– No tak, Panie Aspirancie, ale to się ze sobą ściśle wiąże, akcja pod ziemią była bardzo długa i wyczerpująca i zakończyła się około północy, więc już 23-go wracałem wraz moją partnerką z Zakopanego do Bielska-Białej, do domu dotarliśmy nad ranem, a potem poszedłem spać – wyrecytowałem szybko.
– No tak, a widzi Pan, mam dowód na to, że to, co Pan mówi, jest nie do końca prawdą – odpowiada Pan Aspirant, jednocześnie powoli ustawia lampkę na biurku tak, że zaczyna świecić mi w oczy i dodaje – z wami grotołazami to jest tak, że nie wiadomo, co tam robicie, można by to nazwać działalnością podziemną!
Czuję jak włosy lekko stają mi dęba, w mojej głowie „pendolino” domysłów gna z pełną prędkością.
– No to jeszcze raz – daję panu ostatnią szansę na przyznanie się do winy, jeśli nie, wołam kolegę, który pamięta jeszcze stare czasy i metody… Zaręczam, że on nie ograniczy się tylko do zadawania pytań.
– Ale Panie Aspirancie, ja mam wezwanie w charakterze świadka!
– Nieważne! – wykrzykuje mi prosto w twarz – wszyscy macie coś na sumieniu, szczególnie wy GROTOŁAZI – ostatnie słowo wypowiada z nieukrywaną odrazą.
Rzuca na biurko wydruk, na niewyraźnym zdjęciu przy dystrybutorze z paliwem widzę mój samochód oraz siebie stojącego obok niego tyłem, z włosami spiętymi w kucyk…. Było wyjątkowo ciepło, więc miałem krótkie spodenki… cholera, jakie ja mam zgrabne nogi! Tak, mogli mnie wziąć za kobietę. Pan Aspirant, gdy tylko zobaczył moje długie włosy musiał się szybko zorientować, że chodzi o mnie…. Wszystko jasne, nie zapłaciłem za paliwo.
To chyba dobry moment, żeby przerwać tę farsę. Dzień po akcji w Ptasiej Studni pojechałem na pobliską stację benzynową, była niedziela, dobrałem jeszcze trochę coca-coli i w kasie zapłaciłem tylko za nią, o paliwie zapomniałem. Ograbiłem Circle na całe 100 zł. Prawie wszystko się zgadza, poza tym, że Pan Aspirant był bardzo miły, jeszcze podczas rozmowy telefonicznej poinformował mnie, o co chodzi, a żeby formalnościom stało się zadość, zapytał, czy zabór paliwa był celowy oraz zaprosił mnie na komendę z kwitkiem potwierdzającym dokonanie zaległej płatności. Musiał zrobić protokół, a potem pogadaliśmy chwilę o jaskiniach. Nie mogłem sobie odmówić, żeby to trochę podkoloryzować. Pozdrawiam serdecznie II Komisariat Policji w Bielsku-Białej i przepraszam za swoje gapiostwo.
Jest początek roku. Podsumowanie ubiegłego wyszło bardzo przyzwoicie. Różnorodne akcje w Tatrach, wyjazd do Gouffre Berger i zdobycie dna. To był dobry rok. Motywem przewodnim było sprzątanie Wielkiej Śnieżnej, ale nie tylko jej, to jest również cel Remy`ego w Gouffre Berger, tam też udało się wynieść kilka ładnych kilogramów pozostałości po czasach eksploracji. Sprzątanie Galerii Krokodyla to inna historia, bardzo trudno dostępne miejsce, chodzenie tam na lekko jest wymagające, a wynoszenie śmieci to już masochizm. Stare powiedzenie dotyczące niechcianych osób w towarzystwie, które opuszczają je z własnej woli brzmi: „najlepsze śmieci to te, które wychodzą same”. Niestety te śmieci nie są „najlepsze” i same nie wyjdą. Z różnych przyczyn nie udało się zakończyć akcji w 2022 roku. Postanowiliśmy, że ostateczną datą będzie 7 stycznia 2023. Na początku byliśmy we dwoje, ogłosiliśmy nabór w naszych rodzimych klubach. Z SBB zgłosił się jak zwykle Chomik, który obiecał namówić Kamila, a to bardzo cenny wkład osobowy w taką akcję. Z ST było wstępne zgłoszenie Chorego, ale „robota” pokrzyżowała jego chęci. Zrezygnowałem z wersji ochotniczej i zastanowiłem się, kogo mógłbym zaprosić personalnie, kto da sobie radę. Po konsultacjach wybór padł na Grześka Guziaka i Sylwię Dendys. Oboje zareagowali pozytywnie. Mamy to, będzie 6 osób, co teoretycznie pozwoli na ostateczne rozwiązanie kwestii śmieciowej.
Sobota, 6 rano, jeszcze ciemno, ruszamy razem. Początek nie wygląda zachęcająco, szklanka jak cholera, potem robi się lepiej, śniegu jest zdecydowanie mniej niż przed świętami. Pod otwór docieramy w 1 h 50 min. Bardzo dobre tempo. Dzielimy się na dwa zespoły, Grzesiek i Sylwia nigdy tam nie byli, więc trzeba ich prowadzić i to jest moje zadanie, ekipa z SBB wystrzeliła do przodu. Droga do rozgałęzienia z ciągu głównego w kierunku Krokodyla idzie bardzo sprawnie, tylko wielkość oczu moich klubowych ziomali coraz większa. Rozumiem to doskonale, Śnieżna poniżej Wodociągu z każdym metrem głębokości jest coraz piękniejsza. Pamiętam swoje oczarowanie, kiedy pierwszy raz dotarłem do Dziadka. Moi partnerzy działają metodycznie, widać po ich ruchach, że mieliśmy tego samego instruktora. Od drugiego biwaku to już tylko rzut beretem, jedna linka, trawersik, na którym lepiej nie używać wysłużonych lin, tylko wyżywcować. Jest i brama piekieł. Tutaj informuję towarzystwo, że lekko to już było. Zaczynamy groto-dance, czołganie, przeciskanie, wspinanie, szczeliny, stare stopieńki przykręcone do ściany, jest i dużo lin, w sumie ponad 200 m w górę. Pierwsze zaciski. Sylwia to drobina, można by powiedzieć „skóra i kości”, przelatuje przez zaciski z prędkością pocisku, ale zauważam, że Grzesiek ma klatę jak Schwarzenegger i tam, gdzie my mamy swobodę, on musi się mocno pchać. Poczułem się choć raz tak, jak zawsze czuje się Maria przy mnie. Tam nie ma zwykłych przejść, miejsca – gdzie można się wyprostować – można policzyć na palcach jednej ręki. Nawet wspinanie do góry to często ciasnoty. Jest linka przed Małym Błotkiem, robimy krótki postój. Bardzo dobrze znam to miejsce. Każdy ma swoją technikę jego pokonywania, znam takich, co nawet kask ściągają. Ja osobiście na szczycie linki muszę zdjąć uprząż i szpej, a potem pcham się głową w przód i następnie wejście w górę. Trzeba się odpowiednio wpasować w jedyne, niezbyt widoczne zresztą, rozszerzenie pomiędzy skałami – 5 cm w lewo lub w prawo i blokuje się kask. Potem przełamanie w dół w kierunku dna szczeliny, tam obrót w górę, wyprost i szczelina rodzi grotołaza. Robiąc to już enty raz to żaden problem, nawet przy moim wzroście i niezbyt małych gabarytach, ale podświadomie czuję, że Grzesiek może mieć kłopoty. Rozmawiamy chwilę, niejeden grotołaz poległ już w tym miejscu, więc ustalamy plan awaryjny. Pokazuję worek ze zużytym karbidem, który od lat leży tuż pod linką. Jeżeli Grzesiek nie przejdzie, to jego zadaniem będzie zabranie tego karbidu, dołożenie jeszcze jednego po drodze i wyjście. My z Sylwią tymczasem polecimy dalej na Nowy Biwak po resztę. I tak dokładnie się stało, Grześ walczył dzielnie, próbowaliśmy na różne sposoby, ale fizyki nie oszukasz, prędzej wielbłąd przez ucho igielne by przeszedł. Zapada decyzja, rozdzielamy się. Walczymy dalej już tylko z Sylwią, Sala 52, sznurki, Ciągi Przykrości, czołganie w stojącej wodzie. O Takich miejscach Chomik zawsze pisze sarkastycznie „nikt tu nie jest dla przyjemności”, a Maria kwituje „nie idźcie tam, nie warto”. Oczywiście, że warto !! To przepiękna, wymagająca droga. Zawsze będąc tam mam z tyłu głowy myśl, że po co mi to było, dlaczego się tak męczę, nigdy więcej, ale przyznam szczerze, że jest w tym piękno, które trudno opisać słowami. To coś, co sprawia, że chce się tu wracać już na drugi dzień. Jest i Nowy Biwak, ekipa z SBB czeka na nas z ciepłą herbatą… zbawienie. Oni swoje wory już mają zapakowane, reszta należy do nas, jest tego trochę, brakuje szóstej osoby. Szybko zapełniam wory, mała korekta i wszystko jest gotowe do transportu. Dźwigam swój wór, cholera, czegoś tak dużego i ciężkiego jeszcze stąd nie wynosiłem, będzie się działo… Chłopaki z Marią swoim zwyczajem pognali do przodu, mamy komfort w tym składzie, bo każdy bardzo dobrze zna drogę. Komfort ten nie dotyczył Sylwii i tutaj dodam, że jestem bardzo dumny z mojej klubowej koleżanki. Lata wspinania w wysokich górach, w tym również zimą, zahartowały ją. Technicznie jest bardzo sprawna. To była jej pierwsza tak długa i wymagająca akcja pod ziemią. Sama stwierdziła, że dotychczas była mylnie przekonana, iż prawdziwym hardcorem jest wielogodzinny wspin w lodzie, jednakże Krokodyl bardzo skutecznie to zweryfikował. Jedyny opieprz jaki dostała, to za przepraszanie, że niby jest wolna. Tutaj nie da się przyjść pierwszy raz i od razu być orłem, to niemożliwe, każdy kto tu był, wie to doskonale. Jeszcze dwie takie akcje, a to ja będę miał problem, żeby dotrzymać jej kroku.
Powrót zgodnie z przewidywaniami to prawdziwa Golgota, wór ciąży niemiłosiernie i blokuje się wszędzie. W Małym Błotku horror, wór zaklinował się w samym środku, więc musiałem wyjść bez niego i wrócić w taki sposób, żeby go wyrwać. Jakoś wspólnymi siłami docieramy do rozgałęzienia i całujemy spąg ciągu głównego, teraz już tylko w górę. Gdzieś w połowie drogi pomiędzy II Biwakiem a „Kruchą 20-tką” nawiązujemy kontakt głosowy z Marią, kochana… specjalnie zwolniła, żebyśmy ją powoli dogonili. Od niej dowiadujemy się, że trójka z SBB złapała wykończonego Grześka na II Biwaku. Okazało się, że wskazany przeze mnie worek karbidu był namoknięty i potwornie ciężki. Po drodze dołożył zgodnie z planem jeszcze jeden i waga jego wora poleciała w krokodylowy kosmos. Nie wiem, jak on to dotargał do II Biwaku, ale w końcu wspólnie z pozostałymi zdecydowali, że trzeba to zdeponować na biwaku i wrócić po ten depozyt w innym terminie. Grzegorz – ogromny szacun i jednocześnie przepraszam, że ubrałem Cię w ten ciężar. Na Suchym Biwaku mamy już naprawdę serdecznie dość, mój wór też ma wagę około 10 kg, a czeka nas jeszcze deporęcz wszystkiego, co powyżej Wodociągu. Zbieramy nasze śmieci do jednego worka i zostawiamy na Biwaku. I tu „wielkie sorry” w kierunku Kamila i Chomika, oni bowiem wynieśli swój „towar” na powierzchnię. Zmieniamy układ sił. Ku swojej ogromnej radości wracam do mojej Najlepszej Partnerki na Świecie, uwielbiam działać z nią wspólnie, bo mamy razem takie coś, co daje nam wzajemny komfort i zrozumienie bez słów. Zachwycamy się podobnymi rzeczami, to jest bardzo ulotne i trudne do oddania słowami, ale to mistyczny rodzaj partnerstwa i nie potrafię tego wytłumaczyć. Sylwia z Grześkiem lecą do przodu. Mają za zadanie wyjść na powierzchnię i uciekać na dół, a my będziemy deporęczować i deponować liny. Robiliśmy to wielokrotnie, więc leci nam jak z płatka, cały czas depczemy po piętach dwójce z przodu. Na Lodospadzie ustalamy, że ostatnia wychodzi Maria, ja rzucam okiem na czujnik pomiarowy powieszony przez kolegą Bartka, który prosił, żeby jeszcze coś sprawdzić, jednocześnie pod nogą zauważam w śniegu coś kolorowego….o! jaki piękny karabinek! Ciekawe, kto go zgubił i teraz za nim płacze… Zabieram zdobycz.
Na powierzchni jesteśmy koło północy, tatrzańskie niebo przywitało nas blaskiem księżyca, okoliczne szczyty widoczne są w całej okazałości. Szybka przebiórka i rura na dół. Jest samochód, Chomik nagrzał, dzisiaj to już drugi raz, kiedy czeka na nas z czymś ciepłym, dzięki!
Podsumowanie: czas akcji pod ziemią 15 h, część śmieci wyniesiona na powierzchnię i zinwentaryzowana, zdecydowana większość czeka na II i Suchym Biwaku. Właścicielka karabinka odnaleziona – Julia bardzo się ucieszyła, gdyż karabinek należał do jej taty, jest szansa, że za karę jej nie wydziedziczy.
Aktualny plan jest taki, aby jak najszybciej wynieść depozyty. Póki co, dowiedzieliśmy się, że otwór Śnieżnej zasypany jest po kokardę, a dokładnie po niebieską krechę. Ostateczna decyzja jeszcze nie zapadła. Niezależnie od tego miło rozpocząć rok od mocnego uderzenia, a teraz niech napięcie rośnie, dokładnie tak, jak w filmach Hitchcocka.
Paweł Chrobak ST
Korekta: Karolina „Gizela” Wróblewska ST