Trawers Wielka Litworowa – Wielka Śnieżna.

Maria W. SBB, Paweł Chrobak ST.

15 czerwca 2024, od dawna wyczekiwany: długi dzień, ładna pogoda i to, co najważniejsze, w końcu dwójkowa akcja z najlepszą partnerką na Świecie. Sezon 2023 bardzo płynnie przeszedł w 2024. Dzięki działalności zespołu ponad podziałami Wielka Śnieżna była w użyciu bez przerwy. Tylko wejście do igloo trzeba było od czasu do czasu odkopać.  Działali głównie Revelka, Chomik, Kamil oraz niżej podpisany. Zaszczycił nas swoją obecnością również Jurek Ganszer, który uparcie udowadnia, że w dalszym ciągu ma trzydzieści lat. Następnym razem chyba poślemy „smarkacza” po piwo. Ale do rzeczy, po uruchomieniu igloo akcja szła za akcją. Włączyły się inne kluby z szeroko pojętej Polski, działaliśmy w Krokodylu, Wilczej, Partiach Wrocławskich, były odwiedziny u Dziadka, była walka z zasypaną rurą, była nawet lawina na lodospadzie, która chciała mi zafundować sławę pierwszego na Świecie człowieka, który zginął w lawinie pod ziemią.

Niestety, ze względu na obowiązki służbowe mojej wybranki w dużej mierze zmuszony byłem działać bez niej. Teraz wreszcie mogę posklejać swoje rozdarte serce na akcji typu lekki hard core a ponieważ w końcu są powierzchniowo odpowiednie warunki, więc można zacząć od klasyka, czyli trawers Wielka Litworowa do Wielkiej Śnieżnej.  Żeby wykonać taką akcje w stylu innym niż oblężniczy potrzebny jest drugi sprawny i zaufany zespół. Ktoś przecież musi zaporęczować Śnieżną a potem najlepiej zdjąć sznurki w Litworce.  Naprzeciw naszym oczekiwaniom wychodzą Chomik (Krzysztof Borgieł SBB) i Revelka ( Sylwia Dendys ST). Wspaniałomyślnie biorą na klatę trudniejszy kierunek trawersu. Testujemy nowy dla nas sposób trawersowania w tym systemie jaskiniowym. Do góry idziemy tylko z worami, zawierającymi szpej, kombiaki i liny. Nasze skromne wierzchnie odzienie ląduje w woreczkach wrzecionowych na dnie szpejarek.  W ten sposób zaoszczędzimy sobie powierzchniowego przemieszczania się między otworami i na dodatek unikniemy Kobylarza w dół.

Podejście zajmuje 2, 5h, do jaskini pakujemy się o 9:20. Zawsze miło wrócić do Litworki.  Oznakowane Partie Zakopiańskie przelatują przed oczami jak krajobraz za oknami pociągu, Sala Luster, IV Płytowiec, Magiel i jazda bez trzymanki, Elektromagiel, szczelina Agonii. Padamy na kolana zaglądamy do Błękitnej Laguny. Żeglowna jak cholera, niby rurki do oddychania nie trzeba, ale o suchym czymkolwiek na sobie możemy już zapomnieć do końca akcji. Przemieszczamy się z prądem wody, która płynie szybciej niż my pełzniemy. Czuję spiętrzoną wodę za własnym tyłkiem i zimno docierające powoli w każdy zakamarek mojego ciała, jest pięknie, wręcz cudownie, w końcu wiem, że żyję. Wbrew grawitacji i zaciskom trzeba gnać do przodu żeby się nie wychłodzić.  Partie za 4 zaciskami bardzo łaskawe, w zasadzie po za jednym ciasnym miejscem, w które się starym zwyczajem źle wpasowałem reszta poszła jak po maśle, oczywiście ja z uprzężą w ręku, a Marysia ze wszystkim na sobie. Jawna anatomiczna niesprawiedliwość. Stwórca, jeżeli jest i jeśli nas obserwuje pewnie kula się ze śmiechu. Przynajmniej jej szpej regularnie się haczył co trochę wyrównało szanse w ciasnym.  Dalej Kominy Ekstazy z moim ulubionym wyjściem z zacisku wprost na lufę. Oczywiście szpej dalej w ręku. Chwała Krasowi za malutki kibelek, na którym można spokojnie usiąść przy pomocy czeskiego lonża i przygotować się do jazdy w dół. W tym miejscu opis będzie się zdecydowanie różnił od wszystkich dotychczasowych. Na ekstazach mamy nowe olinowanie!!!!!!! Jest tak wygodnie i bezpiecznie, że aż poczułem się jakoś głupio. Bez strachu, że trzydziestoletni parch w końcu nie wytrzyma można teraz skupić się na tym jak tam jest pięknie. Nazwa absolutnie zasłużona.

Po waterworldzie w lagunie Mokry Komin zaskakuje nas swoją suchością. Po trzech godzinach akcji jest Nowy Biwak. Nowa goła baba dzielnie tkwi na posterunku. Niby już raz ogłosiliśmy wolność Krokodyla od śmieci, ale potem nastąpiła wymiana olinowania, w której również braliśmy czynny udział i teraz na biwaku na transport czekają trzy wory ze starymi linami. Z nas cieknie jeszcze woda z Laguny pomimo kilku wyżymaczek po drodze, dlatego bierzemy po jednym i lecimy dalej na pohybel hipotermii.  Ciągi przykrości zaskakują nas poziomem wody. Byłem tu wielokrotnie, ale takiego stanu wody jeszcze nie widziałem, tym razem ukośna zapieraczka nogi-głowa nie pomaga, moczymy się solidnie, uśmiechnięta buzia Marysi najlepiej oddaje jak bardzo nam się podoba. Sala 52, Rozdroże, tu też nowe śliczne sznureczki, radość przemieszczania się rozgrzewa rolkę a ta rozgrzewa dłonie. W końcu spotykamy Revelkę i Chomika. To rodzaj święta, jesteśmy w miejscu zapomnianym przez Boga odwiedzanym rzadziej niż nielubiany daleki krewny w domu starców. Musimy im powiedzieć prawdę, zresztą, co tu mówić ta prawda kapie z nas obficie. Dla nas to była jazda w dół w biegiem wody, dla nich to przeprawa w górę rzeki.  Robią krótką naradę w zespole i jest decyzja, tym razem odpuszczają. Pójdą jeszcze do Sali 52, tam też są depozyty linowe do wyniesienia i wracają za nami. Na ich barki spada obowiązek deporęczu Śnieżnej.  Nie wiele brakuje, a przelecielibyśmy zacisk w Małym Błotku, nie zauważywszy go. Stopieńkowa Loteria z nowymi sznurkami  to czysta poezja, nigdy nie zapomnę jak za pierwszym razem zdzierałem tu kolana do kości, a każdy krok to była walka o życie. Kocham tę dziurę. II Biwak , tu zrzucamy wyniesione liny na stos który wyraźnie zmalał od mojej ostatniej tutaj wizyty. Bracia i siostry grotołazi odpowiedzieli na apel i regularnie to wynoszą na powierzchnię, chwała wam za to. Teraz już na lekko rzucamy się w główny ciąg jak kuna w agrest. Do Suchego Biwaku nawet nie zaglądamy.  Na Koniu przemiła niespodzianka, są nowe liny. Beż zbędnego wysiłku wpadamy do wodociągu, którego stan jest tym razem adekwatny do nazwy. Powyżej zastajemy nowe obicie na Drugim Płytowcu obchodzące zawalisko, o wiele wygodniejsze niż poprzednia prowizorka oraz nowy batinox na szczycie wielkiej studni. Lodospad już nie przypomina lawiniska a przejście rury rozczarowuje łatwością. O 17: 50 wychodzimy na zewnątrz, jest piękna pogoda, uroki działania w czerwcu. Czas akcji 8, 5 h.

Puenta.                                     

Pierwotnie tytuł miał brzmienie: Biuro Rzeczy Znalezionych. Znalazły się dwa moje osobiste fanty. Zapasowa czołówka w Lagunie zagubiona w ubiegłym roku na systemie oraz lewa wełniana skarpeta pozostawiona jesienią w przebieralni. Na szczęście zachowałem prawą i znowu mam komplet. Dlaczego Biuro Rzeczy Zagubionych? Czołówka, skarpeta , dzisiaj są jutro przeminą.  My gubimy się w codzienności, tracimy poczucie bycia tu i teraz, we wszechobecnej pogoni za wszystkim międzyludzkie więzi słabną, powszednieją. Zapominamy o tym jak piękny jest świat, jak wspaniała jest miłość do drugiego człowieka, zaufanie, braterstwo, współpraca. Tam na dole to wszystko jest.

Pozostaje mi tylko zakończyć klasycznie, jak mawia Maria „nie idźcie tam, nie warto”.

Paweł Chrobak ST