-Panie! No co się Pan pchasz? Pan tu nie stał, no uspokój się Pan. Co Pan sobie wyobraża, że niby północny europejczyk to od razu ważniejszy?
-No ale o co chodzi, to nie ja, to Mambo z Afryki się ciśnie, a matoł laurazjatycki nie może się zdecydować czy się rozpaść i też robi ferment! A Pan co? Że niby alpejsko-karpacki to jakiś lepszy?! Wszyscy jedziemy na tym samym wózku. Centrala podkręciła obroty i jest ciśnienie na realizację planu.
-Cholera, przecież ledwo co udało się rozbić Pangeę , nie żebym był uprzedzony, ale nie lubiłem dziadówy.
-Nie no, Panie! Luksusów się zachciało, góry się marzą, spa i wellness i może jeszcze oscypki!
-Ała ałłła, to boli, proszę się nie pchać, już nie wytrzymam. Nie po to sobie pięknie układałem te wszystkie kamory, żeby się to teraz powywracało do góry nogami!

Centrala procesowała beznamiętnie i planowo, jęk skał nie zrobił na niej żadnego wrażenia, miały być Alpy i Tatry to będą, choćby skały .. wiadomo co robiły. Tak jakieś 10-15 mln lat temu wypiętrzyły się nasze Taterki, jeszcze wtedy w żaden sposób nie przypominały tego do czego jesteśmy przyzwyczajeni. Ale spokojnie, ocean i epoki lodowcowe zrobią jeszcze odpowiedni facelifting i będzie pięknie. A ja w podświadomości słyszę dźwięk otwierającego się noża w kieszeni mojej klubowej koleżanki Magdy, specjalistki w tej dziedzinie.


Mamy Siedem Cudów Świata, znamy historyczny termin Cudu na Wisłą, podobno można nawet spotkać cud-dziewice! Dla Grotołaza istnieje tylko jedno „nadprzyrodzone” zjawisko godne uwielbienia. Związane jest ono z rozpuszczaniem skał przez wody powierzchniowe i podziemne. Można przyjąć, że w zasadzie każda skała ulega rozpuszczaniu przez wodę, lecz w przypadku odpornych skał proces ten, zwany krasowieniem, jest bardzo powolny. W Tatrach, skały, które są najbardziej podatne na działanie procesów krasowych to wapienie. W wyniku reakcji wody i zawartych w niej związków, głównie agresywnego dwutlenku węgla (CO 2 ), ze składnikami skał wapiennych powstają określone powierzchniowe i podziemne formy krasowe.

Ten cud nad cuda ma nawet swoje wzory:
CaCO 3  + H 2 O + CO 2  → Ca(HCO 3 ) 2 – rozpuszczanie skał wapiennych
Ca(HCO 3 ) 2  → CaCO 3 ↓ + H 2 O + CO 2 – wytrącanie, czyli powstawanie form krasowych

A dlaczego dwa? Bo z jednej strony mamy proces rozpuszczania skał, a z drugiej wytrącania, podczas którego powstają spotykane w jaskiniach formy naciekowe jak stalaktyty czy stalagmity.


Aby jak najszybciej przejść od teorii do praktyki: przyjmuje się, że w przypadku warunków tatrzańskich wapień rozpuszcza się z prędkością 3 mm na sto lat, co oznacza, że korytarzyk o średnicy 30 cm średnio powstaje w przeciągu dziesięciu tysięcy lat. Największe nasze tatrzańskie skarby powstały w dwóch okresach geologicznych, w neogenie i czwartorzędzie , zatem te najstarsze jaskinie to iście wiekowe twory, mające dziś już kilka milionów lat. Rejon Tatr Zachodnich to absolutne eldorado krasu. Mamy tu około 913 jaskiń o łącznej długości 137,5 kilometrów. W większości to drobnica, a tylko 18 spośród nich ma długość ponad 1 km, a 25 głębokość przekraczającą 50 m. Ta statystyka nie wydaje się już być aż tak imponująca, jednakże dotyczy tylko obiektów znanych, a cały czas odkrywamy nowe i tak naprawdę nikt nie wie ile ich naprawdę jest. Jaskinie dla większości kojarzą się z tymi udostępnionymi, czyli Mroźną, Mylną, Smoczą Jamą czy Obłazkową. Dla nas Królowa jest tylko jedna – Jaskinia Wielka Śnieżna. Jeden z najznamienitszych polskich grotołazów Janusz Śmiałek miał w zwyczaju mawiać, iż francuska „Gouffre Berger to najpiękniejsza jaskinia Świata, a Jaskinia Wielka Śnieżna jest jej miniaturą” i nie sposób się z nim nie zgodzić. System Wielkiej Śnieżnej składa się z pięciu Jaskiń. Do Śnieżnej doliczyć jeszcze trzeba Nad Kotliny, Wielką Litworową, Jasny Aven, Wilczą – wszystkie mozolnie połączone w trakcie wieloletnich eksploracji, które w dalszym ciągu trwają. System posiada ponad 24 km ciągów i największą dostępną w Polsce deniwelację przekraczającą 800 m. Oznacza to, że wchodząc otworem wejściowym schodzimy na poziom Kuźnic.


W ostatnim czasie stary dobry Świat jakby zmalał, skurczył się, coraz trudniej o niedostępne i nieznane enklawy przyrody, które dzikie są już tylko z nazwy. Działanie blisko natury jest obarczone ryzykiem obcowania z tłumem innych. Zdjęcia kolejek do wejścia na Giewont, Rysy czy Mount Everest świadczą o tym, jak bardzo popularne stały się góry, ale jednocześnie jak mało ich mamy. Można zwiedzać Tatry poza sezonem, można to robić w dni powszednie, można chodzić po utartych szlakach lub zostać taternikiem i oglądać je z odrobinę mniej zatłoczonych ścieżek taternickich lub jeszcze lepiej z perspektywy dróg wspinaczkowych. Niestety i tutaj coraz trudniej o intymność. Za to kilka metrów pod ziemią czeka na nas nowe, ósmy nieodkryty kontynent, ostatnia prawdziwie naturalna i nieznana część Świata. Sprawa jest poważna, tam nie ma zasięgu ani wi-fi, ani też żadnego naturalnego źródła światła. Bezpieczeństwo wynika głównie z poziomu wyszkolenia i partnerstwa, ale nawet i to nie zawsze gwarantuje nam happy end. Czas, ciemność, zimno nabierają zupełnie innego relatywnego znaczenia. Pierwszy zjazd Wielką Studnią w Jaskini Wielkiej Śnieżnej robi wrażenie na każdym bez wyjątku, jazda po stumetrowej linie Setką w Nad Kotlinach bez kontaktu ze ścianą jest doznaniem transcendentalnym, a widok (niestety nieudostępnionej) Sali Fakro w Jaskini Małej w Mułowej – która spokojnie pomieściłaby Kościół Mariacki wraz z wieżami i przyległościami – to coś, czego zapomnieć się nie da. Tak jak meandrów, wodospadów, podwodnych rzek czy ciasnot tak wąskich, że czasem nie pomaga spuszczenie powietrza z płuc.


Kim jesteśmy? Wyobraźcie sobie, że czyta to Pani Krystyna Czubówna: Dolina Kościeliska, bardzo wcześnie rano można spotkać niewielkie grupki ludzi, wyróżniające się niewspółmiernie dużymi i ciężkimi plecakami. Charakterystyczne jest, że pomimo ciężaru na plecach poruszają się zdecydowanie szybciej niż pozostali. To właśnie grotołazi. Nie wyróżniają się przytroczonym sprzętem i linami, afiszowanie się jest dla nich passe a wędrowanie szlakiem to tylko pokonanie niezbędnej drogi do celu, którym jest wejście do jaskini.

Zanim zdecydowałem się zostać grotołazem próbowałem swoich sił w rodzimym KW. Kiedyś na ściance wspinaczkowej nieopatrznie przyznałem się, że właśnie zapisałem się na kurs taternictwa jaskiniowego. Efekt to kilka par szeroko otwartych oczu wlepionych we mnie i jeden odważny, który z nieukrywaną odrazą zapytał: Jak to, chcesz zostać szambonurem? To był moment, w którym zrozumiałem słuszność swojego wyboru. Jaskinie są inne, tu nie obowiązuje czystość stylu, sprzęt jest prosty i niezawodny, odzienie z góry skazane na zniszczenie. Dla nas mrok, bezdenna niczym nieskrępowana ciemność, przenikliwy chłód, wilgoć, zapach skały, obezwładniający zmysły szum wody spotęgowany efektem echa to uosobienie piękna w najczystszej formie. W swojej działalności jesteśmy trochę samolubni, zazdrośnie strzeżemy naszych podziemnych tajemnic, dlatego moja żona i jednocześnie najlepsza wspólniczka jaskiniowych eskapad zawsze kończy swoje sprawozdania z naszych akcji sakramentalnym „nie idźcie tam, nie warto”


Czy to jest bezpieczne?
Nie sposób na to z pozoru proste pytanie odpowiedzieć jednoznacznie. Z jednej strony mamy statystyki, które potwierdzają, że wypadki ze skutkiem śmiertelnym dotyczą w ostatnim dwudziestoleciu 0,1% uprawnionych grotołazów. Nawet jeśli doliczymy ofiary, które straciły życie w trakcie podejścia lub powrotu z jaskini na powierzchni, to i tak możemy mówić o poziomie 0.25%…….

To jest porównywalne z powszechnym strachem przed lataniem samolotami. Prawdopodobieństwo, że zginiemy w katastrofie lotniczej, jest bliskie zeru, w odróżnieniu od niebezpieczeństw, jakie niesie za sobą jazda samochodem osobowym. Z drugiej strony w jaskini jesteśmy skazani na siebie i naszych partnerów. Rozwaga, wyszkolenie, planowanie i przygotowanie do akcji to nasza jedyna rękojmia. Pomoc z zewnątrz jest możliwa, ale zanim nadejdzie, miną długie godziny w bardzo nieprzyjaznym środowisku.


Polski system szkolenia taterników jaskiniowych jest jednym z najbardziej wymagających na świecie i podlega ciągłej ewolucji i doskonaleniu. Do żelaznych zasad należą m.in. zawiązanie węzła na końcu liny czy posiadanie koniecznego zapasowego źródła światła na szyi oraz zostawienie kolegom godziny alarmowej. Za każdą z tych zasad stoi ludzka tragedia, a nasi instruktorzy dbają o to, aby nie poszły na marne. Bardzo wiele w kwestii bezpieczeństwa zmienił postęp i technologia, SRT czyli odcinkowa technika poręczowania, nowoczesne i bardzo trwałe liny, przyrządy do zjazdu, podchodzenia oraz asekuracji,
specjalistyczne uprzęże, karabinki, wszystko atestowane i bardzo wytrzymałe. Szkolenie trwa prawie rok i zakłada, że na kurs przychodzi ktoś kompletnie zielony. Obejmuje umiejętność wspinania powierzchniowego, pierwszą pomoc i autoasekurację, szkolenie lawinowe, topografię, historię, geologię, znajomość fauny i flory oraz zasad obowiązujących na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego, a nawet umiejętność załatwiania potrzeb fizjologicznych pod ziemią. Koniecznie trzeba wiedzieć, czym są troglobionty, wszystko o procesach krasowych, strefie freatycznej i wadycznej, a także o tatrzańskich wywierzyskach. Każdy grotołaz musi rozróżniać rodzaje jaskiń oraz zapamiętać i znać te największe i najgłębsze na świecie. Techniki linowe i zasady bezpieczeństwa są szlifowane do znudzenia i poziomu, który zapewnia intuicyjne posługiwanie się sprzętem. Crème de la crème to kursowe akcje jaskiniowe letnie oraz zimowe.


Zdecydowana większość adeptów kursów taternictwa jaskiniowego kończy swoją przygodę wraz z zakończeniem kursu. Opinie na ten temat w środowisku są podzielone. Osobiście nie widzę w tym niczego złego, to naprawdę piękna roczna przygoda, która pozwala nam zgłębić temat zakończony trudnym egzaminem z wiedzy teoretycznej i umiejętności praktycznych. Ci, którzy łykają bakcyla, przechodzą na różne poziomy działania. Mogą to być lekkie i przyjemne krótkie akcje uwieńczone fotorelacją, trudniejsze przejścia, ale też działalność ekstremalna w najbardziej oddalonych, niedostępnych partiach i oczywiście eksploracja w naszych rodzimych dziurach, jak i na całym świecie. Tak naprawdę ogranicza nas tylko głowa. Wiek, siła, wzrost, płeć to kwestie absolutnie drugorzędne, a nadmiary wagowe szybko znikają pod ciężarem plecaka. Byłem świadkiem wielu metamorfoz, a najważniejsza dotyczyła mnie osobiście. W Polsce mamy 29 klubów taternictwa jaskiniowego rozproszonych na terenie całego kraju. Łączą nas tatrzańskie jaskinie i trudna miłość do naszej wspólnej pasji. To chyba właściwy moment na wykazanie się lokalnym patriotyzmem.

Byłbym skończonym niewdzięcznikiem, gdybym nie zachęcił do kursu taternictwa jaskiniowego w moim Speleoklubie Tatrzańskim PTTK. Tutaj poza wiedzą obowiązkową dowiecie się co to są bacioki, czym jest nasz klubowy „shuntaż” i weźmiecie udział w niejednym posiadzie.


Kiedy w dość niecodziennych okolicznościach poproszono mnie mnie o napisanie felietonu, który przybliżyłby temat tatrzańskich jaskiń, ogarnęło mnie przerażenie. Nie jestem w stanie tego przekazać za pomocą przysłowiowych dziesięciu tysięcy znaków bez pominięcia istotnych faktów, zdarzeń czy osób. Zawsze w takim momencie staje mi przed oczami wzruszający monolog Roya Batty z Łowcy Androidów:


„Widziałem rzeczy, w które wy ludzie byście nie uwierzyli.
Statki bojowe w ogniu w pobliżu Oriona,
Refleksy światła skrzące w mroku koło Tenhauser Gate,
Wszystkie te chwile znikną w czasie jak łzy w deszczu….czas umierać”

Paweł Chrobak – Speleoklub Tatrzański PTTK
Konsultacja geologiczna: dr inż. Magdalena Sitarz – Speleoklub Tatrzański PTTK
Konsultacja speleo i korekta : Karolina „Gizela” Szych – Speleoklub Tatrzański PTTK
Zdjęcia: Łukasz Strama – Speleoklub Tatrzański PTTK